Premiera piwa Primavera z browaru Brodacz
Premiera piwa Primavera z browaru Brodacz
W sobotę 9 maja 2015 w sopockim pubie Dwie Zmiany odbyła się premiera piwa Primavera z browaru Brodacz. I ja tam byłem, premierowe piwo piłem, a o wrażeniach wnet opowiem.
W sobotę 9 maja 2015 w sopockim pubie Dwie Zmiany odbyła się premiera piwa Primavera z browaru Brodacz. I ja tam byłem, premierowe piwo piłem, a o wrażeniach wnet opowiem.
Zaczęło się w zasadzie punktualnie o 19:00. Już przed rozpoczęciem uformowała się długa kolejka do baru, ale kegi z Primaverą dopiero były podpinane i trzeba było chwilkę zaczekać. Ostatecznie skończyło się na tym, że pierwsze łyki piwa miały miejsce dopiero po prezentacji. A ta nastąpiła jak tylko upewniono się, że z kranu leci Primavera i zeszły już resztki poprzednio podpiętego piwa. W sumie miałem szczęście, że akurat tak mnie przetrzymano w kolejce, bo prezentacja odbyła się bezpośrednio przede mną. Tomek Kopyra zaczął od sakramentalnego „cześć, tutaj Tomek Kopyra z blogu blog.kopyra.com”, po czym króciutko wypytał Tomka Brzostowskiego (właściciela browaru Brodacz) o chmiel Sticklebract (podobno początkowo miał być inny, ale Browamator akurat nie miał na stanie). Zapytał też o wartość IBU, podając w wątpliwość wyliczenia z kalkulatora. Pomimo, że goryczka faktycznie wydaje się większa niż deklarowane 35 IBU, Tomek Brzostowski zaprzeczył, jakoby była to prawda. Ale badań nikt nie robił, więc i tak trzeba było sprawdzić na własnym języku.
Nadmienię jeszcze, że oprócz premiery piwa, odbyła się jednocześnie również premiera szklanek Brodacza. Szklaneczki bardzo fajne, z przewężeniem umożliwiającym jakąś tam kumulację aromatu, a jednocześnie pojemne i nadające się do postawienia na stole jak przyjdą koledzy. Kupiłem sześć sztuk, bo za 5 złotych za sztukę to była niezła gratka. Premierowe piwo lano do takich samych szklanek, więc te przeznaczone na sprzedaż oznaczone były kolorowymi naklejkami na denku, żeby zapobiec „pomyłkom”. Niektórzy zresztą kupowali szklanki i prosili o napełnienie ich piwem, po czym zwyczajnie wychodzili z zatłoczonego pubu.
Ja udałem się z kolegą na zewnątrz, gdzie wypatrzyliśmy jedyne wolne miejsca przy współdzielonym stoliku. Przy okazji znalazłem kartkę z etykietkami nowego piwa, nienaklejonymi na butelki, skorzystałem więc z okazji i odciąłem swoje trofeum. A okazja była o tyle fajna, że Brodacz używa samoprzylepnych etykietek z tak pancernym klejem, że jeszcze nigdy mi się nie udało ani oderwać etykietki w całości, ani doczyścić butelki. To będzie moja jedyna etykietka Brodacza w kolekcji.
Po okolicy hasał sobie oczywiście Tomek Kopyra z aparatem na statywie i nawet przed pubem zorganizował jakąś dłuższą rozmowę z Tomkiem Brzostowskim. Akurat tak się złożyło, że obiektyw był skierowany w moją stronę, więc jak już filmik się ukaże, to spróbuję znaleźć tam siebie w tle. Oparłem się jednak pokusie zrobienia czegoś, co zakwalifikowałoby filmik do „Shit happens”. Udało się natomiast parę minut pogadać i pstryknąć foteczkę z Kopyrem (za jakość tej i innych fotek przepraszam, ale lustrzanki ze sobą nie brałem i używałem aparatu w komórce).
Zdegustowałem w sumie cztery piwa, choć czwartego już ani nie fotografowałem (było już ciemno), ani nie zapisywałem wrażeń (bo już byłem trochę znieczulony). Starałem się wybierać w miarę lekkie piwka, żeby się nie upić jak zwierzę, więc ostatecznie nie spróbowałem nowości w postaci Kałasznikowa z browaru Kraftwerk. Ale kupiłem butelkę, więc dziś jeszcze będę miał okazję wypróbować to cudo.
Na początek oczywiście poszło piwo premierowe. Barwa, jak widać na zdjęciu, była złocista. Piwko przyjemnie opalizujące, cieszyło oko. Pianka niestety opadła zanim dopchałem się do miejsca siedzącego, więc nawet nie zdążyłem zwrócić uwagi na jej budowę, ale za to bardzo ładnie oblepiła szkło. Aromat był słodkawy, z akcentami białych owoców i, co dziwne, kwiatów czarnego bzu. Bardzo ciekawy. W smaku piwo było wytrawne, mocno podkreślające wyraźną cytrusowo-ziołową goryczkę, a gdzieś tam w tle majaczyła delikatna owocowa kwaskowatość. Fajne, sesyjne i niesamowicie orzeźwiające piwo. Szkoda tylko, że serwowano je lodowate, bo tak naprawdę dopiero pod koniec szklanki zaczęły wychodzić opisane wyżej aromaty.
Następnie skusiłem się na Pacific. Artezanowe APA było jasnozłociste, lekko zamglone, ale już pozbawione piany w momencie, gdy dopchałem się do mojego miejsca przy stoliku. Lacing słabszy niż w Primaverze, ale jakiś tam był. W aromacie dało się wyczuć zmasowany atak słodkich cytrusów: pomarańczy i mandarynek. Cudowny, choć może nieco jednowymiarowy aromat. W smaku piwo było wytrawne, cytrusowe, z krótką i niewysoką grejpfrutową goryczką. Bardzo smaczne, niesamowicie orzeźwiające i zdecydowanie nadające się na pierwsze piwko wieczoru.
Trzecia była Azacca SHIPA z Doctora Brew. Mam to piwo w lodówce i niebawem będę je degustował w domu, ale i tak byłem ciekaw, co sobą będzie reprezentowało. Ciemnozłociste i zamglone, wyglądało naprawdę ładnie. Aromat cytrusów i dojrzałego mango był bardzo słodki i przyjemny. Goryczka średnio wysoka, ale na pewno wyższa niż poprzednich dwóch piw. Do tego doszła fajna owocowa słodycz mango z grejpfrutowym finiszem. Nie mogę się doczekać powtórki, tym razem zaserwowanej w prawidłowej temperaturze i w degustacyjnym szkle (widoczny na zdjęciu shaker to słaby wybór).
Czwartym piwem była Mera IPA z Artezana, ale jak już wspomniałem wyżej, na tym etapie już nie skupiałem się tak bardzo na wrażeniach, bo było już ciemno, chłodno, do tego ktoś mnie po drodze staranował oblewając mnie piwem, a spożyty do tej pory alkohol i tak pewnie by mi zaburzył percepcję. Dałem sobie spokój. Może uda się znaleźć gdzieś butelkę, bo bardzo mi smakowało.
Podsumowując, event okazał się całkiem przyjemny, degustowane piwa bardzo smaczne, a nabyte szklanki ładne i niedrogie. Oby więcej takich wydarzeń w Trójmieście, bo zdecydowanie ich tu brakuje. Najbliższa podobna okazja w czerwcu na festiwalu Hevelka.
Primavera (Brodacz)
Skład: woda; słody: pale ale, monachijski; chmiele: Galaxy, Sticklebract; drożdże Nottingham
Ekstrakt: 11,7°P
Alkohol: 5%
Goryczka: 35 IBU