Cocoa Psycho z browaru Brewdog
Cocoa Psycho z browaru Brewdog
Było delikatne i orzeźwiające Punk IPA, był mocarny kop grejpfrutowej goryczki w Jack Hammerze, przyszedł zatem czas na wytoczenie ciężkiej artylerii i wyciągnięcie z czeluści chłodziarki trzecie i ostatnie z zakupionych piw z Brewdoga. Tym razem czas na ciężką artylerię, która poprzednie piwa powinna zmiażdżyć, wbić w ziemię i pogrzebać żywcem. Mowa o kolejnym piwie z serii Amplified: Cocoa Psycho.
Cocoa Psycho to RIS, szlachta wśród piw. Za jedną buteleczkę 330ml spokojnie kupiłbym sobie trzy, może cztery półlitrowe polskie piwa rzemieślnicze, więc tanio nie było. Ale oczekiwania też miałem niemałe, więc z ceną nie było sensu się liczyć.
Etykietka utrzymana jest w tej samej stylistyce, co w poprzednich dwóch piwach i wydrukowana jest na grubym, tłoczonym papierze. Klasa sama w sobie.
Na stronie Brewdoga polecano zdegustowanie Cocoa Psycho w pokalu, a zaraz potem roztrzaskanie dwuręcznym młotem jajka Fabergé. Z realizacją tego drugiego miałem nieco kłopotów, udało się natomiast zorganizowanie degustacji w pokalu. A w nim znalazło się piwo czarne jak smoła, gęste, oleiste i nieprejrzyste. Na jego powierzchni zaś wielgachna czapa gęstej, drobnej, trwałej i ślicznie zdobiącej szkło brunatnej piany. Po zakręceniu szkłem, na ściankach pojawiały się brązowe łezki powoli ściekające i zabarwiające brzegi warstwy pianki na ciemniejszy kolor.
Aromat był bajecznie złożony i dało się w nim wyczuć taką feerię zapachów, że aż zakręciło mi się od tego wszystkiego w głowie. Zaczęło się od mocarnej paloności. Po chwili do akcji wkroczyła czekolada i suszone owoce: rodzynki i śliwki. Przemknęła odrobina lukrecji, a na koniec pojawiło się drewno i przyjemnie słodkawa nuta Porto. Niesamowity aromat!
W smaku nie było gorzej. Oczywiście kubki smakowe już na początku zmasakrował mi palony słód ze swoimi posmakami palonego chleba i delikatną kwaskowatością. Było jednak też przyjemnie słodko (określiłbym to piwo jako półsłodkie), majaczyły sobie w tym wszystkim posmaki gorzkiej czekolady i czarnej kawy. Alkohol dawał o sobie znać tylko w postaci rozgrzewania i delikatnego szczypania w przełyku, ale nie ordynarnie i spirytusowo, a raczej w sposób przyjemny, likierowy.
W ustach Cocoa Psycho nie było ciężkie. Ciała oczywiście miało sporo, było zdecydowanie pełne, ale nie przytłaczało, nie siadało na żołądku, nie dawało poczucia picia za karę, jak to mi się przydarzało w przypadku tripli, czy quadrupli o zbliżonym woltażu. Wysycenie, jak przystało na stout, było niskie, nawet bardzo niskie. Chciałbym napisać, że takie piwo można by sączyć przez cały wieczór, ale prawda jest taka, że zniknęło mi w piętnaście minut, takie było dobre!
Co tu dużo gadać, takie rzeczy chciałoby się pijać na co dzień. Niesamowite, wyborne, genialne piwo i choć bardzo drogie, to i tak warte każdego wydanego na nie grosza. Jeśli ktoś zauważy w sklepie, to radzę brać w ciemno, zapakować do lodówki lub piwnicy i otworzyć na specjalną okazję!
Cocoa Psycho (Brewdog)
Skład: woda, jęczmień, nasiona kakaowca, kawa, chmiel, drożdże