Riesling Honoris Causa
Podziwiam to wino, ilekroć je piję. Podziwiam pana Wittmana, jeszcze bardziej niż samo wino. Jak on to robi? Uprawia winorośl w Rheinhessen, gdzie wciąż powstają hektolitry tandetnych maryjek. Niby jakość się poprawia, ale gdzie jakość się nie poprawia? Robi fantastyczne rieslingi, wiadomo, jak to Niemiec. Fantastyczne nie „jak na Rheinhessen”, fantastyczne jak na Galaktykę Drogi Mlecznej.
Ale jak on to robi, że weissburgundera tak potrafi zrieslingowić? Ten szczep, który jest tak dokładnie pośrodku wszystkich szczepów, że jakby go w ogóle nie było – nikt by nie zauważył. Skoro jesteśmy w klimatach galaktycznych i międzygwiezdnych: gdyby wylądowali Marsjanie i poprosili o białe wino, nalałbym im pinot blanc. Jak pragnę rieslinga: nalałbym pinota. Nie ma szczepu, który jest bardziej reprezentatywny dla białego wina.
Wittmann rieslinguje weissburgundera. I to nie na jeden sposób. Piłem bodajże rocznik 2010 poprzednio. Wysmukła kwasowość, wapienna mineralność. Kwas i kras. Nie do odróżnienia od rieslinga, gdyby nie to, że piłem rieslinga odrobinę wcześniej. A teraz, w 2011, poszedł jeszcze dalej. Jest owszem kwasowość, ale mineralność jakby inna, jest taka nuta, którą ja nazywam nutą ciemną (może to lekkie utlenienie?). Która jest w najlepszych rieslingach z dolnej Mozeli, u Knebla, Buscha, Heymanna-Löwensteina, Trochę się w „midpalate” ugina to wino (tam gdzie riesling się wznosi). Ale poza tym, cudo. ♥♥♥♥–
A mam porównanie i to na obu osiach tego układu współrzędnych. Jakiś tydzień temu piłem J-B. Adam Pinot Blanc, Alsace AOC, 2011. Ciężkawe, nudnawe, obudził je dopiero łosoś, przy łososiu całkiem rześkie. ♥+. Ale przy łososiu to i chardonnay skacze. Przedwczoraj: Singer-Fisher, Schlossberg Riesling Trocken, Rheinhessen 2011. W przeciwieństwie do poprzedniej butelki od Singera-Fishera zdecydowanie do gardła, nie do zlewu, ale genitaliów nie urywa ♥+. Natomiast Weisburgunder od Wittmana to inna bajka. Bajka w której z chłopa król. A raczej z mieszczanina szlachcic. Moja bajka.