Wino z syntezatora
Dobrze potrafią robić wino w tej Nowej Zelandii, aż za dobrze. Nie piłem tych win wiele, na ogół, wiadomo – sauvigniony, a każdy, poza jednym (który umarł na śmierć w jakimś rozpalonym słońcem kontenerze gdzieś w okolicach równika), wykonane precyzyjnie. Nie wiem jak oni to robią, ale mam wrażenie, że są do tego jakieś programy komputerowe. Wyobrażam sobie, że jak w syntezatorze ustawiają obwiednię, attack, decay, sustain, release wybierają na ekranie, wino się generuje. „Daj tam agrestu więcej na podniebienie!” – krzyczą – wyobrażam sobie naiwnie. Pewnie mają na to jakiś slang. Agrest może się nazywać na przykład FR038, a „więcej” jest określane do siódmego miejsca po przecinku. Potem przepuszcza się przez kompresor, trochę podbicia basu, przepraszam, kwasu, trochę efektów, kilka remiksów, może jakaś próba fokusowa, porównanie z wzorcem koloru i ew. korekcja, wersja na rynek brytyjski, wersja na rynek chiński, wózki widłowe, żurawie portowe i płynie wino do Azji i Europy, zaopatrzone w chipy RFID, przesuwa się na mapie wyświetlonej na tablecie jako mały punkcik.
No i kiwam głową nad Kaituna Hills, Pinot Noir 2011 z kraju kiwi, bo nie da się nie kiwać, zagrane jest dobrze, wyprodukowane profesjonalnie, kiwa się głowa sama, mózg też się kiwa razem z nią oczywiście, ale się przesadnie nie angażuje. Potem się czuję przez kiwiludzi trochę wykiwany. Mówię sobie: „nie, niedobre, ducha mu brakuje” albo „Bieńczyk by gościom podał, samemu ukradkiem Volnay pociągając w kuchni”, ale nie mogę przestać głową kiwać z każdym łykiem. Tonący czepia się beczki, więc i jak się czepiam. Za dużo beczki. Poza tym dobre. Do czego dobre? Do tuńczyka z sosem (sok z granatów, porto z Biedronki, sok z sycylijskich cytryn, miód z lipy i czarny pieprz z kraju, gdzie pieprz rośnie) nie pasuje, właśnie przez tą beczkę. Na kontretykiecie piszą o czerwonym curry z kaczki, zapiekance z dziczyzny czy „zwykłym pieczonym kurczaku”.
„Wino to dedykowane jest nowoczesnym, otwartym na świat konsumentom z dużych ośrodków miejskich, komponując się z potrawami znanymi z folderów biur podróży, takimi jak np. czerwone curry z kaczki. Jest też winem pierwszego wyboru dla targetu ceniącego tradycyjne wartości, sięgającego po zapiekankę z dziczyzny i marki takie jak Krakowski Kredens, Skoda czy Nokia. Zarazem adresuje zidentyfikowaną potrzebę wina wchodzącego w naturalną synergię z pieczonym kurczakiem, co znacząco zwiększyć powinno rozpoznawalność brandu Kaituna Hills wśród perspektywicznej grupy studentów i przyszłych bezrobotnych.”
No dobrze, przesadziłem, czegoś takiego jeszcze na kontretykiecie nie piszą, choć podejrzewam, że na prezentacjach sprzedażowych już się pojawia ten rodzaj korporacyjnej poezji. Czepiam się, czepiam, a to krągłe wino wymyka się. Żeby drogie chociaż było. Ale nie, poniżej 40 zł w Marksie & Spencerze na promocji (-20%). Daję mu dwa serduszka. Oba są plastikowe. ♥♥