Biohazard, Hopkins
Biohazard, Hopkins
Wydaje mi się, że to pierwsze na blogu piwo z Hopkinsa. Warzą w Kościerzynie, nie wiem nawet czy nie wskoczyli na miejsce Brodacza po tym jak ci ostatni się przenieśli gdzie indziej (do Bytowa chyba, ale nie pamiętam). Byłem na premierze ich dwóch pierwszych piw: pszenicznego IPA i FESa leżakowanego z płatkami drewnianymi z czereśni albo coś w ten deseń. Nie było relacji, bo jakoś zabrakło mi weny. No ale czas nadrobić, a nadrabiam od razu z grubej rury, czyli porterem ze słodem whisky i płatkami dębowymi.
Wygląd. Ciemnobrunatne z jasnobeżową, bujną, drobną pianą, która długo się utrzymuje i nie zbija się z grube bąble. Bardzo ładnie, gęsto oblepia szkło.
Aromat. Bez zaskoczenia: torf, a w zasadzie słód wędzony tymże. A więc szpital, antyseptyki, bandaże, palone kable. Aromat jest tak mocny, że nie mogę wyczuć nic innego.
Smak. Tu już jest więcej, bo oprócz tego posmaku przypominającego antyseptyki, jest też całkiem spora paloność w posmaku. Pojawia się nutka karmelu, sprawiająca wrażenie słodyczy, ale ogólnie piwo jest dość wytrawne. Smaczne, bardzo wyraziste, ale nie przegięte. Nie czuć alkoholu.
Goryczka. Średnia, po części palona, a po części ziołowa, odchmielowa. Bardzo długo utrzymuje się w ustach.
Odczucie w ustach. Średnie wysycenie, średnia treściwość.
Ogólne wrażenie. Fajne piwko, naprawdę przyjemne. Do słodu wędzonego torfem trzeba się oczywiście przyzwyczaić i jeśli ktoś tego nie lubi, to raczej nie dopije. Mnie kiedyś przeszkadzało to bardziej, teraz już nie. Pije się przyjemnie.
Biohazard (Hopkins)
Skład: woda, słody (Chateau Whisky, Caraspecial I), chmiele (Admiral, Fuggles), płatki dębowe mocno opiekane, drożdże US-05