Blame Canada, Birbant
Blame Canada, Birbant
Dobry FES nie jest zły. A jak przeczytałem skład (syrop klonowy!), to zapaliła mi się żaróweczka: to może być niezłe. Albo totalnie nijakie, bo tak to z eksperymentami bywa, że nie wiadomo, co ostatecznie się uda osiągnąć. Ale szansę im dam, a co!
Wygląd. Ciemnobrunatne. Piana jasnobeżowa, drobna i wysoka na jeden palec, ale wyjątkowo nietrwała, sycząca, znikająca natychmiast do zera.
Aromat. Karmelowy. Mega karmelowy. Pod karmelem jest nieco czekolady i dosłownie nutka kawy. Niezbyt stoutowo i raczej nie wyczuwam nic, co mogłoby wskazywać na syrop klonowy.
Smak. Półwytrawne, choć niektóre składowe smaku sugerują większą słodycz. Stoutowej paloności jest tutaj jak na lekarstwo, ale przynajmniej coś tam jest. Ponownie sporo tu karmelu, jest też delikatna kawa zbożowa. Kwaśność od ciemnych słodów na niskim poziomie. W posmaku dochodzi czekolada. Smaczne, ale moim zdaniem bardziej porterowe niż stoutowe. Syrop klonowy wnosi tu bardzo niewiele: zaledwie jakiś nikły ślad, wyczuwalny dopiero na sam koniec, w posmaku.
Goryczka. Palona, wyczuwalna dopiero po chwili. Raczej niska.
Odczucie w ustach. Średnia treściwość, nie czuć tych 19% ekstraktu. Wysycenie niskie.
Ogólne wrażenie. Moim zdaniem brakuje temu piwu charakteru stoutu. Syrop klonowy wniósł bardzo niewiele i mniemam, że po prostu został przefermentowany. Daje się to pić, nawet jest smaczne, ale mimo wszystko rozczarowuje. Ogólnie rzecz biorąc, średnio wyszło.
Blame Canada (Birbant)
Skład: woda, słody jęczmienne (pale ale, carmelowe, cafe light, czekoladowe, black), syrop klonowy, chmiel Magnum, drożdże S-04