Panel Degustacyjny #2
Drugi panel degustacyjny urządziłem w węższym gronie i z mniejszą pompą: przyjął kształt mlaskania przy stole w moim salonie. Tym niemniej uznałem, że warto coś o tym napisać, bo piwka były całkiem ciekawe.
Nuta Chmielu (Jan Olbracht)
Zaczęliśmy od pochmielenia kubków smakowych chmieloną wodą z Jana Olbrachta. Wersja klasyczna ma ziołowy aromat i smak, podobny do mojej domowej wody chmielonej, ale delikatniejszy, bardziej stonowany. Również nie ma tu denerwującego mnie w Nachmielonej aromatu i posmaku granulatu. Przyjemny, stonowany napój. Próbowaliśmy też wersji z ogórkiem. Z chmielem sprawa była podobna, a więc optymalny dla mnie poziom goryczki i ziołowego aromatu przy braku charakteru granulatu. Cukier wniósł leciutką słodycz, ale prawdziwą bombą był ogórek. Faktycznie, woda pachniała i smakowała świeżym ogórkiem. Naprawdę bomba. Oceny nie wystawiam, bo to nie piwo.
Lilith BA (Golem)
10%, 24°Blg. Zaczęliśmy z grubej rury, bo od piwa, na które był niemały hype. Nie piłem co prawda wersji bazowej (ta czeka w kolejce, więc może niebawem nadrobię), ale z relacji współdegustatora wiem, że bardzo była podobna do tej z beczki. Od początku dało się wyczuć mocarną czekoladę, z butelki dominującą wszystko. W szkle aromat przeszedł nieco w stronę beczki, ale na tyle nieznacznie, że trzeba się było jej doszukiwać. W smaku ponownie czekolada, praliny, a całość podszyta była lekkim, łaskoczącym, likierowym alkoholem. Finisz mocarnie palony, co przy kolejnych łykach fajnie przeplatało się z czekoladą. Rozczarowująca była ta słaba beczkowość. Nie dość, że nie czuć, że to bourbon (w ciemno strzelałbym, że to po whisky, bo brakowało tych typowych dla bourbona słodkich nut), to jeszcze zbliżony efekt można było osiągnąć dosypując na miesiąc czy dwa do tanka płatków dębowych i nie bawiąc się w sprowadzanie beczki. Ogólnie piwo dobre, ale poniżej oczekiwań. 4/5.
Château (Artezan)
7,2%, 17,5°Blg. RISy postanowiliśmy oddzielić od siebie czymś z zupełnie innej beczki. W przenośni i dosłownie, bo z beczki po winie. Flanders z Artezana spędził w niej aż 20 miesięcy i trzeba przyznać, że to czuć. W aromacie piwo jest bardzo, ale to bardzo dębowe. I nie mówimy tu o wanilinie, czy jakichś aromatach pochodzących od alkoholu wcześniej zajmującego beczkę, ale właśnie o dębie: deskach, kostce parkietowej. Daje się też wyczuć stonowaną winną kwaśność, w tle zaś słodkie owoce, kojarzące mi się w wiśniami. Smak, jak przystało na flandersa, jest winny, ale ciekawy jest niemal zupełny brak octu. W tego typu piwach kwas octowy często jest wyraźnie wyczuwalny, tu zaś nie ma go praktycznie wcale. Ponownie pojawiają się delikatne owoce. Ogólnie smak mniej kwaśny niż się spodziewałem, ale trzeba przyznać, że wyszedł w punkt. W finiszu pojawia się delikatna taninowa cierpkość. Wytrawne, delikatnie musujące takimi drobnymi, szampańskimi bąbelkami. Panie i panowie, fenomenalne piwo! 5/5
Królowa Lodu (Browar Spółdzielczy)
11% alkoholu, ekstrakt początkowy nieustalony. Z butli czuć słodkie kakao oraz troszkę alkoholu. Jest też wyraźny komponent kwaśny. Aromat praktycznie dokładnie opisuje też smak: jest tu mnóstwo kakao i nieco alkoholu, trochę przeszkadzającego, nieułożonego. Niestety, jest jeszcze jeden szczegół. W smaku i zapachu pojawia się dość mocna nuta mokrego zboża w kartonie. Wnioskuję, że dużą część zasypu stanowił tu słód pilzneński (ale potwierdzenia nie mam, bo składu nie podano ani na etykiecie, ani na stronie). Przeszkadza mi to ogromnie. Pomimo domniemanego statusu „sztosa”, niecodziennego i nietaniego procesu wymrażania oraz płóciennej, drogiej i rzucającej się w oczy etykiety, zawartość butelki nie tyle nie oczarowuje, co zawodzi na całej linii. Piwo jest niezłożone i nieułożone, a do tego kartonowe, co pewnie wyjdzie jeszcze bardziej po roku leżakowania. Jedyne piwo tego wieczoru, którego nie dopiliśmy. Słabizna. 2,5/5
Sheep Szit (Birbant)
7%, 19,1°Blg. Od razu po odkapslowaniu po nozdrzach atakuje uoscypek, hej! Nie tam żaden buk czy dąb, a właśnie oscypek. Aż się człowiek zaczyna zastanawiać skąd oscypki mają swój wędzony aromat. Pod wędzonym serem kryje się stonowana, acz wyraźna dawka czekolady. W smaku piwo jest dość wytrawne, co troszkę zaskakuje, biorąc pod uwagę stosunek alkoholu do ekstraktu. Czekolada wychodzi tu na pierwszy plan, a dopiero za nią majaczy sobie wędzonka. Piwko jest stosunkowo rzadkie jak na FESa, ale dzięki niskiemu wysyceniu dobrze się pije. Bardzo przyjemne piwko, pijalne pomimo ekstraktu, z nienachalną i niezakłócającą odbioru pozostałych aromatów wędzonką. 4/5
Aecht Schlenkerla Rauchbier Fastenbier (Brauerei Heller)
5,5%, ekstrakt nieznany. Zamknięcie panelu przypadło w udziale kolejnemu piwo wędzonemu, wybranemu spośród kilku propozycji. Nie wiem co prawda, dlaczego piwo postne (Fastenbier) jest postne, ale niech będzie. W aromacie dominuje dym z palonych suchych liści, zasnuwający ogródki działkowe późną jesienią. Słód daje fajną, lekką słodycz i nutę orzechową, a także zbożową. Całość jest półwytrawna, może nawet idzie w stronę piwa półsłodkiego, co tylko nieśmiało kontrować próbuje mało wyeksponowany chmiel. Pijalne, całkiem smaczne piwko. Prawdopodobnie nie będę o nim śnił po nocach, bo też i nie jest specjalnie wymagającym i angażującym napitkiem (choć nie można mu odmówić intensywności), ale spożyłem z przyjemnością. 3,5/5
Trzeba powiedzieć, że zestaw piw był całkiem niezły. Z wyjątkiem zdecydowanie niatrakcyjnej Królowej Lodu, wszystkie piwa trzymały przyzwoity poziom. Szkoda troszkę tej rozczarowującej beczki w Lilith BA, ale z drugiej strony Château zrekompensował jakikolwiek niesmak i zdecydowanie był gwiazdą wieczoru.