Spectrum, Szpunt
Spectrum, Szpunt
No proszę, jak obrodziło, to obrodziło. Ponownie zapoznaję się z nowym browarem — tym razem jest to Szpunt. I ponownie zaczynam od mocarza. Czyli od RISa.
Wygląd. Ciemnobrunatne z niewysoką, gęstą, beżową pianką, umiarkowanie trwałą i po jakimś czasie opadającą do mgiełki na powierzchni piwa. Ładnie koronkuje na szkle.
Aromat. Czeko-czeko-czekolada! Mnóstwo tu słodkiej mlecznej czekolady, aż sprawia to wrażenie wąchania pudełka pralinek. Pod nimi nic już w zasadzie nie ma, ale i tak ślinka mi pociekła.
Smak. Tu także jest słodko. Czekolada nadal występuje tu w dużych ilościach, ale tym razem nie mleczna, a raczej deserowa. Pod nią czai się stonowana, zachowawcza palona goryczka, ale nie przebija się za bardzo przez tę czekoladę. Nie kontruje jej także bardzo niska kwasowość od ciemnego słodu. Alkohol za to jest świetnie schowany.
Odczucie w ustach. Pełne, gęste, nisko wysycone.
Ogólne wrażenie. Niby ciężko się tu do czegoś przyczepić: piwo jest ewidentnie deserowe, słodkie, korpulentne, nisko wysycone. A jednak czegoś mu brakuje. Nie ma zadziorności, nie ma za bardzo stoutowej paloności, nie czuć tu za bardzo goryczki chmielowej, brakuje kawy. Wysoka słodycz mi nie przeszkadza, ale wiem, że ma niejednego przeciwnika. Niby wad nie ma, niby całość jest nawet przyjemna, ale jednak to nie to. Niczym zaskakuje, w żaden sposób nie wgniata w ziemię. Pewnie też nie było to założeniem, ale spodziewałem się czegoś, co przynajmniej sprawi, że będę to piwo stopniowo odkrywał, obserwował jak się rozwija wraz z ulatnianiem się gazu i wzrostem temperatury. Zamiast tego mam przyjemne, ale nużąco jednowymiarowe pudełko pralinek.
Spectrum (Szpunt)
Skład: słody jęczmienne i pszeniczne, chmiel, drożdże
Ekstrakt: 25°P
Alkohol: 9,5%