Stolem z browaru Lubrow
Stolem z browaru Lubrow
Niedawno wybrałem się z Martą do restauracji BarBados, gdzie udało mi się nabyć niedostępne w regularnej ofercie piwo, które niedawno miało swoją premierę. Mowa o koźlaku o nazwie Stolem.
Niedawno wybrałem się z Martą do restauracji BarBados, w której mieści się browar restauracyjny Lubrow. Wrażenia niebawem opiszemy w dedykowanym poście, a tymczasem chciałbym się skupić na czymś, co z lokalu „wyniosłem”, czyli na piwie, które niedawno miało swoją premierę, a mianowicie na koźlaku o nazwie Stolem.
Etykieta piwa nie jest jakaś powalająca na kolana, ale ciekawie przedstawia postać, do której nawiązuje nazwa trunku (stolemy to postacie z legend kaszubskich, olbrzymi i siłacze, siejący postrach wśród ludzi). Rzut oka od razu sugeruje, że piwo będzie równie mocne, jak przedstawiony na nim groźnie wyglądający wielkolud z kuflem. Kapsel jest z firmowym nadrukiem.
Po przelaniu do pokala okazuje się, że piwo ma ciemnozłotą barwę, wpadającą w jasny bursztyn. Przy ekstrakcie na poziomie charakterystycznym dla porteru, spodziewałem się trochę ciemniejszego koloru, ale nie czepiajmy się, bo w sumie nie ma czego. Piwo nie jest filtrowane, przez co nie jest całkowicie klarowne.
Piana nie jest najdrobniejsza na świecie. Pęcherzyki są średnio drobne, a gdzieniegdzie wystają też grube bąble. Redukuje się stosunkowo szybko, zostawiając jedynie krążek na powierzchni wzdłuż brzegów szkła. Nie jest też specjalnie gruba ani nie oblepia szkła. W barwie jest kremowa. Pod tym względem szału nie ma.
Aromat jest wyraźnie słodowy i karmelowy, a spod tego wychyla się zapach, którego nie byłem w stanie jednoznacznie zidentyfikować: coś jakby nuty orzechów i zapachu dymu palonych wilgotnych liści. Po ogrzaniu się, piwo zaatakowało mnie znacznie wyrazistszym aromatem słodowym niż na początku. Wysycenie dwutlenkiem węgla jest średnie. Przy przełykaniu, bąbelki delikatnie drapią gardło.
Goryczka była chyba tym, co najwyraźniej się zmieniało wraz ze zmianą temperatury. Zaczęło się od niezbyt wysokiej i dość krótkiej goryczki, która stopniowo stawała się dłuższa i wyrazistsza. Przypominała goryczkę spalonego nad ogniskiem chleba.
W smaku czuć było lekko alkohol. Smak przypalonego chleba był bardzo wyrazisty i przypominał mi rodzinne ogniska, kiedy to czasem nadziewałem kromkę białego chleba na kij i trzymałem nad ogniem, czy wręcz nad dymiącym, nie do końca wyschniętym kawałkiem drzewa, aż skórka się przypaliła. Ten chleb znad mocno dymiącego ognia to najlepszy deskryptor, jaki potrafię znaleźć dla Stolema. Choć na początku piwo wydawało się dość wytrawne, to w wyższej temperaturze doszły do głosu również smaki słodu, a całość stała się znacznie bardziej harmonijna, ale też korpulentna. Muszę powiedzieć, że ostatecznie Stolem okazał się bardzo sycący, dość ciężki jak na koźlaka.
Muszę powiedzieć, że Lubrow uraczył mnie ciekawym napitkiem. Nie jest to może piwo, które kupowałbym na co dzień (jest jednak dla mnie za ciężkie i za długo czułem je w żołądku), ale na pewno piło się przyjemnie. Jest charakterne, mocarne, a pojawiające się tu i tam nuty dymu (ale nie wędzonki; to jednak nie rauchbock) potrafią zaskoczyć. Olbrzym na etykiecie, jak się okazuje, nie jest tylko dla picu.
Stolem (Lubrow)
Skład: woda, słód jęczmienny, chmiel, drożdże
Ekstrakt: 18°P
Alkohol: 7,8%