Verde powraca (i jest bardziej verde)
Zwiedzamy warszawskie winebary, robimy fotki, rozmawiamy z menedżerami, wszystko raczej „o suchym pysku” (no, czasem coś chlapniemy sobie), wszystko na pusty żołądek, w końcu – głodniejemy. A jesteśmy blisko Portucale, wpadamy więc i tam. Na górze sklep z winem, z którego pewnego upalnego lata wybiegłem jak poparzony (taką temperaturę osiągnęły w prawie 40 stopniowym upale butelki). Tym razem jest chłodniej, rozglądamy się po półkach, patrzę i zamieram i oczy przecieram.
Wróciło. Wróciło verde Muros Antigos od Anselmo Mendesa! Zniknęło na rok (2011) i to nie tylko z polskich półek – nie widziałem go w Portugalii w żadnym sklepie, nie znalazłem go w internetcie, raz jedyny natrafiłem na cień informacji o nim, próbowałem nawet maile pisać w tej sprawie, odzew zerowy. Kupowałem rocznik 2010 z coraz mniejszym przekonaniem. Dobre verde, ale verde. Upływ czasu mu nie służy.
40 zł wysupłałem z kieszeni bez mrugnięcia okiem, choć nie jest to jak na verde cena niska. Wczoraj otworzyłem i nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że coś jest nie tak. Wino świeżutkie, wino kwasowe, wino świetnie zrobione, na pewno verde wysokiej klasy. Ale za bardzo verde. Za mocno wyczuwa się delikatną słodycz. Za słabo ta słodycz z kwasowością się łączy.
Zdaję sobie sprawę, że moje zarzuty są dość śmieszne, bo jak zarzucać verde, że jest za bardzo verde? A jednak trudno mi się z nich wycofać. Zapamiętałem rocznik 2010 jako „vinho verde” z akcentem na „vinho”. Tutaj rozłożony jest on bardziej równomiernie na oba słowa.
I chyba już nie będę do niego aż tak tęsknił, a moja piwniczka nie będzie wyglądała na wybrakowaną, bez choćby jednej butelki tego wina. Jeśli stanieje trochę (a jest to całkiem możliwe – wina z Atlantiki są na ogół tańsze w sklepach niż u źródła w Portucale), to pewnie jeszcze je kupię. Ale wrażenie, że w 2010 było lepsze, pozostanie. ♥♥