Warka 16: Scottish Export 12,7°Blg
To drugie piwo, jakie postanowiłem przefermentować drożdżami z Fermentum Mobile. Tym razem styl średnio emocjonujący, bo szkockie eksportowe (a tak po ludzku: słodkawy sikacz), ale potrzebowałem gęstwy przed Wee Heavy.
Piwko nie wyszło tak, jak myślałem, że wyjdzie. Po pierwsze, po raz kolejny od iluś tam już warek, wydajność mojej warzelni okazała się wyższa niż domyślne 70% w BeerSmith. A ze Szkotami taki jest ból, że mamy ich kilka wersji i różnią się one w zasadzie tylko ekstraktem, łatwo więc wpaść w inny styl (przynajmniej w rozumieniu BJCP). Na szczęście między eksportowym (czyli osiemdziesięcioszylingowcem) a Wee Heavy jest spora różnica, a dodatkowo celowałem sporo poniżej górnej granicy stylu i na szczęście udało mi się zmieścić.
Drożdże zadałem po przygotowaniu startera z użyciem mojej nowe zabawki: mieszadła magnetycznego. Nie było to do końca to, czego się spodziewałem; liczyłem na znacznie więcej drożdży, ale cóż, przynajmniej mam pewność, że nie zestresowałem ich zbytnio.
Fermentacja przebiegała w dość niskich, miejscami niemal lagerowych temperaturach. Piwo też było przez jakiś tydzień lagerowane w najniższej temperaturze, jaką udało mi się osiągnąć w styropianowej lodówce, czyli 6°C. Wiem, że przydałoby się troszkę zimniej i troszkę dłużej, ale niższej temperatury po prostu nie udało się osiągnąć pomimo czterach wkładów chłodzących (po 1,5l wody), a z czasem sprawa byłą prozaiczna: kolejna warka potrzebowała lodówki.
Degustacja
Wygląd. Bursztynowe, bardzo mętne. Piana barwy złamanej bieli, na jeden palec, drobna i umiarkowanie trwała.
Aromat. Endeavour robi robotę! Nawet z shakera bardzo wyraźny aromat chmielowy: zioła, tytoń, delikatna metaliczność. Słód z kolei wnosi orzechowość, co po raz kolejny już czuję w piwie z podobnym zasypem: wygląda na to, że słód pale ale ze strzegomia lubi stać się orzechowy.
Smak. Półwytrawne, przyjemnie orzechowe i ziołowe. Finisz nieco mocniej ziołowy.
Goryczka. Niska do średniej, ziołowa
Odczucie w ustach. Lekkie, choć nie wodniste. Wysycenie średnie w stronę niskiego, perliste.
Ogólne wrażenie. Totalnie szkoda, że piwo się nie sklarowało; nie wiem, co mogło być przyczyną. Ale trzeba przyznać, że pachnie i smakuje naprawdę dobrze. Nie jestem pewien, czy wstrzeliłem się w styl (Belhavena ostatni raz piłem chyba z dziesięć lat temu, a wtedy to ja na piwie mało się znałem — może czas to nadrobić?), ale wiem jedno: picie tego piwa sprawia mi niekłamaną przyjemność. Coś czuję, że nie rozdam całości i zostawię sobie kilka flaszek. Mniam!