Imperium Prunum z browaru Kormoran
Imperium Prunum z browaru Kormoran
No budowali napięcie tam w Kormoranie, budowali. O Imperium Prunum już od jakiegoś czasu się słyszało. A to jakieś wpisy na ichnim blogu, a to Kopyr napomknął w swoich niusach. Świat czekał z narastającą niecierpliwością. Doszło do tego, że rzucili do sklepów bardzo ograniczoną liczbę butelek, a ludzie musieli się na nie zapisywać. Ja byłem jednym ze szczęśliwców, pani ekspedientka kazała mi się wylegitymować (nie dosłownie, ale obecność na liście zweryfikować musiała) i stałem się szczęśliwym posiadaczem dwóch butelek imperialnego porteru z wędzoną śliwką, jednego do spróbowania od razu, a drugiego do zamelinowania w piwnicy. Dowiedziałem się przy okazji, że na półkę do regularnej sprzedaży w Smaku trafią ostatecznie całe trzy sztuki, bo resztę rozdrapali podobni do mnie piwopijcy. Ciekawe, czy było warto?
Cały marketingowy szum wokół tego piwa na pewno podbudował oczekiwania wobec niego. Na pierwszy rzut oka, jeszcze przed rozpakowaniem, przyznaję, że prezentuje się to okazale. Butelki pakowane są w indywidualne pudełka z grubego kartonu z okienkiem, przez które widnieje złoty rysunek mający przypominać herb, gdzie niedźwiedź i lew trzymają tarczę z symbolami chmielu, zamku, miecza i śliwek. Sama butelka jest standardową flaszką Kormorana, ale w tym przypadku jest satynowana. Na odwrocie butelki widnieje ten sam wzór, co z przodu, ale wykonany czarną błyszczącą farbą. Szyjka i kapsel są zalakowane czerwonym lakiem. Wygląd jest iście ekskluzywny – aż dziw, że zamknęło się toto w 19 złotych końcowej ceny, zwłaszcza biorąc po uwagę fakt, że oprócz z pewnością drogiego opakowania, samo piwo jest bardzo ekstraktywne i wymagało długiego leżakowania (chyba pół roku), co też generuje swoje koszty. Jedynym minusem całej tej otoczki okazał się ten nieszczęsny lak. Jest twardy i niemiłosiernie się kruszy, pryskając na wszystkie strony, wpadając do szyjki butelki. Trzeba go potem wydobywać ze szkła.
Wygląd. Ciemnobrunatne, niemal czarne, nieprzejrzyste. Piana beżowa, niska, drobna i nietrwała. Redukuje się do krążka wokół ścianek szkła. Lacing raczej symboliczny. Piwo wyraźnie gęste, zostawia ciemne ślady spływając po szkle.
Aromat. Bardzo intensywny, słodki. Dym z palonych suchych liści i mega czekolada. W tle pojawia się bardzo delikatny akcent kwaskowaty, ale ciężko zidentyfikować go konkretniej, choć przypuszczam, że to śliwka. Również daje o sobie znać coś pomiędzy parafiną, wanilią a świeżą dębiną. Daje się wyczuć delikatny, likieropodobny alkohol. Na koniec, prawdopodobnie po ulotnieniu się co wyrazistszych aromatów, pojawia się wspaniała kawa.
Smak. O mamusiu, co za intensywność! Wędzonka jest kapitalna, niesamowicie wyrazista, ale jednocześnie czuć pod nią zarówno wspaniałą pełnię słodową (podobnie jak w aromacie, mnóstwo tu czekolady i kawy), jak i dodatkowe smaczki: leciutką, jakby kwaskowatą owocowość, zapewne od śliwki, trochę lukrecji a także, co ciekawe, delikatne drewno. Alkohol świetnie ukryty, praktycznie niewyczuwalny oprócz lekkiego rozgrzewania w żołądku. W posmaku, kiedy już przebrzmi wędzoność, pojawiają się nuty kawowe. Dość słodkie.
Goryczka. Palona, niewysoka.
Odczucie w ustach. Pełne, nisko wysycone, gęste.
Ogólne wrażenie. Świetne piwo, naprawdę świetne. Jest w nim mnóstwo wszystkiego, co w mocnych ciemnych piwach najlepsze, a jednocześnie jest tu idealny balans pomiędzy każdym elementem. Nic nie przykrywa niczego, wszystko świetnie współgra i tworzy całość, która po prostu zniewala. No i opakowanie wygląda naprawdę szlachetnie. I takie też jest to piwo. Nie mogę się doczekać degustacji wersji odleżakowanej!
Imperium Prunum (Kormoran)
Skład: wyprodukowano ze słodów jęczmiennych z dodatkiem Suski Sechlońskiej.
Ekstrakt: 26°P
Alkohol: 11%